Poezja śpiewana w Polsce lat 60. i 70. stała w zdecydowanej opozycji do równie, jeśli nie bardziej, popularnej muzyki rockowej. Zwłaszcza Ci, których najbardziej drażniła agresywność i głośne brzmienia polskiego rocka chętnie odnajdowali ulgę w kabaretowych klubach czy piwniczkach. Kameralność i niezwykłą delikatność tych muzycznych spotkań z wykonawcami poezji śpiewanej była największym atutem przyciągającym coraz to większą rzeszę zwolenników.

Ostoją i jednocześnie kolebką poezji śpiewanej w Polsce był Kraków. I to właśnie wśród krakowskich piosenkarzy i piosenkarek należy się doszukiwać najwybitniejszych przedstawicieli tego gatunku, którzy ze swoją sztuką trafili na największe polskie estrady. Byli to oczywiście Ewa Demarczyk oraz Marek Grechuta. Wykonywali oni wiersze takich poetów jak Adam Asnyk, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Adam Mickiewicz, Julian Tuwim, Krzysztof Kamil Baczyński, Bolesław Leśmian, Miron Białoszewski czy Stanisław Wyspiański. Stała się rzecz niezwykła bowiem twórczość najwybitniejszych polskich poetów posłużyła za inspirację dla wokalistów, którzy w tamtym okresie byli prawdziwymi idolami swojego pokolenia. Byli to artyści mogący dotrzeć ze swoim przekazem do ogromnej masy młodych ludzi, mający pewien wpływ na kształtowanie ich życia i wyborów.

Najdonioślejszym przykładem takiego zbiorowego pobudzania wyobraźni było wykonanie utworu Cypriana Kamila Norwida pt. „Bema pamięci żałobny rapsod” przez największego idola ówczesnej młodzieży, Czesława Niemena.

To, co wniosła poezja śpiewana do polskiego nurtu estradowo-wokalnego to przede wszystkim kultura słowa pisanego i mówionego. Poezja śpiewana zwraca uwagę, jak żaden inny nurt muzyczny, na wartość i jakość tekstu piosenki. tekstu, który zmusza do myślenia, rozwija gust słuchacza i poszerza jego horyzonty myślowe. Niestety dziś w przemyśle rozrywkowym coraz trudniej odnaleźć tekst wolny od dziwnych tworów językowych i innego typu błędów a co dopiero niosącego „kaganek oświaty”.